⭐ POWIEŚĆ: „SYGNAŁ Z GROMADY” PATRYKA KRZYŻEWSKIEGO

Komentarze · 21 Wyświetleń

Wiatr niósł przez syberyjskie pustkowie pył zmrożonego śniegu, który skrzypiał pod każdym podmuchem, jakby protestował przeciwko obecności kogokolwiek na tej zapomnianej połaci świata. Noc była gęsta, bezksiężycowa, a powietrze na tyle zimne.

Serai wiedział jedno:
jeśli przetrwa tę noc, ma szansę przetrwać cały rok.

Nie był człowiekiem. Nie w pełni. Nie tu.

 

Ostatnie czterdzieści trzy minuty spędził na kolanach, półprzytomny, wpatrzony w smugę dymu wznoszącą się nad szczątkami jego zwiadowczego statku. Kadłub „Suryen-3” płonął cichym, nieziemskim ogniem — reakcja kwantowa nadal rozchodziła się po rozszarpanej konstrukcji. Dla ludzkiego oka wyglądało to jak poświata gasnącej zorzy. Dla niego — jak czytelny akt zgonu.

Każda sekunda, w której ogień przygasał, była wyrwaną kartką z jego misji.
Każde iskrzenie było krzykiem wymazującym ślady jego istnienia.

Lądowanie nie było planowane.
Atak — już tak.

Kiedy przemknął przez orbitę Ziemi, czujniki statku zarejestrowały sygnał impulsowy nieznanego pochodzenia. Pierwszy raz zobaczył go sześć miesięcy wcześniej, obserwując transmisje radiowe z planety — wtedy wydawał się chaotyczny, przypadkowy, jak fluktuacje atmosferyczne. Teraz był celowy. Nakierowany. Zbyt intensywny.

I przede wszystkim — nieludzki.

A może jednak… zbyt ludzki.

Sygnał trafił w jego statek jak ostrze. Był częstotliwością, na którą nie przygotowano żadnej tarczy. Uderzył bezpośrednio w napęd kwantowy, destabilizując go tak gwałtownie, że „Suryen-3” musiał wykonać awaryjne wejście w atmosferę, zostawiając za sobą smugę energii widoczną z setek kilometrów.

Jeśli ziemskie służby miały choćby podstawowe systemy obserwacji — już wiedziały.

A wśród ludzi był ktoś, kto czekał właśnie na ten moment.


Serai próbował wstać, ale prawe kolano odmówiło posłuszeństwa. Mięśnie drżały, struktura komórkowa regenerowała się zbyt wolno — atmosfera planety miała zbyt ciężką wibrację. Tlen, azot, wilgotność, gęstość… wszystko na Ziemi było lepkie, gęste, przeciążające.

Dla ludzi normalne.
Dla jego gatunku — jak noszenie zbroi wypełnionej betonem.

Zacisnął palce w śnieg, który momentalnie zaczął topnieć pod jego dłońmi. Bioluminescencja komórkowa broniła go przed hipotermią, rozświetlając się od środka chłodnym srebrem.

Nie mógł pozwolić, by ktokolwiek to zobaczył.

Pochylił głowę. Zamknął oczy.

I wtedy poczuł.
Nie dźwięk.
Nie obraz.
Obecność.

Ktoś się zbliżał.

Nie człowiek przypadkowy. Nie lokalny myśliwy.
Ta istota niosła ze sobą pole elektromagnetyczne, w którym wyczuwał precyzję, trening i jednolitość emocjonalną. Żołnierz. Agent. Człowiek przygotowany do operacji, w której adrenalina nie miała prawa wchodzić w grę.

Serai podniósł głowę.

I wtedy zobaczył światła.

Dwa reflektory przecinały ciemność jak ostrza laserowe. Wyłaniały się spod sosnowego pancerza drzew — rosły, rosły, aż zatrzymały się tuż przed nim, oświetlając sylwetkę zatopioną w śnieżnej burzy.

Czarny pojazd terenowy.

Silnik pracował cicho. Zbyt cicho. To nie była cywilna maszyna.
Skrzynia biegów była obniżona, wyciszona. Oświetlenie przerabiane. Karoseria w stylu „brak stylu”.

ARES-11.

Serai nie potrzebował ludzkich dokumentów, żeby wiedzieć, kim byli.
Nauczył się ich śledzić od trzech ziemskich lat.

Projekt, który nie istniał na żadnym oficjalnym rejestrze.
Jednostka, która nie pojawiała się na żadnych listach.
Agencja, której nie przydzielano budżetu.

A jednak — działała.

Wyspecjalizowana w jednym celu:
neutralizacja istot pozaziemskich na Ziemi.

Nie oswojenie.
Nie komunikacja.
Neutralizacja.

Drzwi pojazdu otworzyły się bezszelestnie. Wysiadł mężczyzna. Wysoki. Ubrany w czarne ubranie termiczne z włókien kompozytowych, które maskowały sygnaturę cieplną.

W rękach nie trzymał broni.
To oznaczało, że broni nie potrzebował.

– Wstawaj – powiedział.

Jego głos był spokojny, głęboki. Nie niósł agresji, lecz pewność. Ciche przewidziane zakończenie operacji. Głos kogoś, kto kończył już takie misje.

Serai próbował się podnieść, ale nogi ugięły się. Upadł na kolana.

– Mówiłem: wstawaj – powtórzył mężczyzna, tym razem bardziej stanowczo.

Serai uniósł głowę.

Jaśniejące światło reflektora odbijało się w oczach człowieka.

Nie były zimne.
Nie były surowe.
Były… zaskoczone?

Agent ARES-11 zamrugał, jakby coś w jego pamięci próbowało wyrwać się na powierzchnię.

– Ty… – zaczął, ale urwał, jakby sam się przestraszył własnych słów. – To niemożliwe.

Zrobił krok do przodu.

Serai instynktownie odsunął się.

A wtedy mężczyzna zatrzymał się i podniósł obie dłonie w górę — gest uniwersalny, od przecież tysięcy lat taki sam.

– Nie jestem tu, żeby cię skrzywdzić.

Serai nie wierzył. Znał protokoły ARES-11. Najpierw zdobyć. Potem odizolować.
Potem… testować.

Agent kontynuował:

– Słyszysz mnie, prawda? – zapytał. – Nie językiem. Nie słowami. Myślami.

Serai znieruchomiał.

Ten człowiek…
nie był zwykłym agentem.

Był nadawcą.

Czytaj więcej wykupując konto VIP:

E-BOOK SCI-FI "SYGNAŁ Z GROMADY" PATRYKA KRZYŻEWSKIEGO DOSTĘPNA TYLKO DLA KONT VIP!
Konto VIP kupisz tutaj -> https://seenvibe.com/themes/vip.php

 

Autor powieści: Patryk Krzyżewski

Komentarze
PRZYDATNE LINKI: SeenVibe.7m.pl - Awaryjna wersja strony SeenVibe.com | Najlepsza Muzyka - Dexter | Najlepsza muzyka elektroniczna od Dextera | FOTELE GAMINGOWE W OKAZYJNYCH CENACH, SUPER JAKOŚĆ!